Autoryzowany dealer Yamaha

Wiadomości Yamahy

29 lipca 2013

Wyprawa Rosyjska Arktyka - poznaj przygody wspierane przez Yamahę

W pierwszych dniach czerwca w Gdyni rozpoczęła się wielka żeglarska wyprawa Sekstant Expedition - Rosyjska Arktyka 2013. Jej celem jest przepłynięcie z Polski aż po granice pokrywy lodowej otaczającej biegun północny - żeby dowiedzieć się więcej i poznać trasę zerknijcie do zapowiedzi wyprawy. Na pokładzie s/y Barlovento II znalazł się też akcent Yamaha. Jest to silnik zaburtowy Yamaha F6 zamontowany do pontonu, który służy jako tender. Ta je jednostka pomocnicza przeznaczona jest do schodzenia na ląd, gdy jacht jest zakotwiczony na akwenie (co na Arktyce zdarzy się nie raz) oraz dodatkowo może być wykorzystywany do prac przy jachcie.

Po wyjściu z Polski, na sam początek, załoga I etapu wyprawy dostała nieźle w kość. Początkowo północny sztorm przytrzymał s/y Barlovento II przy polskim wybrzeżu. Ostatecznie decyzję o wyjściu w morze Kapitan Małgorzata Czarnomska podjęła we wtorek, jednak rozbudowana stroma fala i wciąż silny wiatr hamowały idący całą naprzód jacht, a załodze doskwierała choroba morska. Warunki były tak ciężkie i wyczerpujące, że Kapitan zawinęła po drodze do Helu, aby załoga mogła wyspać się i odpocząć. Po krótkiej regeneracji sił oraz zebraniu kolejnych prognoz pogody jacht wypłynął w morze na zarefowanych żaglach. Pogoda uspokajała się i zaczęło świecić słońce. Załoga zdjęła refy i płynęła spokojnie dopóki... Dopadł ich rosyjski krążownik! „Niemalże otarliśmy się o granicę wód terytorialnych naszych wschodnich braci. 'Na zapad, iditie na zapad' i tyle. I weź tu, człowieku, nawiguj dokładnie, skoro Rosjanie i tak wiedzą lepiej…” – relacjonuje Małgorzata.

Dalej, w kierunku Liepaji żegluga przebiegała dość komfortowo. Jakieś 10 mil przed Liepają drastycznie spadła widzialność. Zamglenie było tak duże, że łotewskie służby nakazały poczekać z wejściem do portu na poprawę widzialności.  Gdy już w porcie jacht został sklarowany, załoga wzięła prysznic i zjadła porządny obiad, została jeszcze jedna ważna rzecz – tankowanie… „Polak potrafi! 6 kanistrów po 25 litrów, wózek z hipermarketu sztuk trzy i czterech dzielnych marynarzy oraz trzy wycieczki na stację benzynową załatwiły temat”. Poza głównym silnikiem jachtu, na pokładzie s/y Barlovento II znajduje się też ponton pomocniczy z oszczędnym i niezawodnym silnikiem zaburtowym Yamaha F6, który w warunkach arktycznych powinien sprawdzić się wyśmienicie.

W nocy 9-10. czerwca s/y Barlovento II zacumował w marinie Vanasadama w centrum Tallina, a jak napisała kapitan Małgorzata Czarnomska: "Do samego Tallina towarzyszyły nam sztil i słonce. W ponad dwudniowej żegludze tylko przez 6 godzin wiało i tyle też godzin przebyliśmy na żaglach odkrywając ukojenie płynące z błogiej ciszy odpoczywającego silnika. Jednak dzięki tej zmianie aury, do Tallina wchodzimy w dobrych humorach."

W stolicy Estonii ekipa Sekstant Expedition przyjęta została bardzo ciepło i serdecznie - gospodarzem i dobrym duchem naszej wizyty była mieszkająca na stałe w Tallinie Agata Depka.

Punktualnie o 10.00 załoga została przywitana przez przedstawicieli Wydziału Polityczno-Ekonomicznego Ambasady RP: I sekretarza, pana Michała Świerzowskiego oraz panią Oksanę Kustovą. W imieniu Ambasadora RP w Estonii pan Michał Świerzowski zaprosił wszystkich do zwiedzenia miasta w towarzystwie polskiej przewodniczki.

Po wizycie przedstawicieli Ambasady pojawili się kolejni goście. Zaprzyjaźnieni entuzjaści żeglarstwa w Estonii - Allar Allas i Krisjtan Knight, reporterzy największego estońskiego dziennika "Postimees" i kamerzysta portalu internetowego uutised.err.ee. Załoga pokazywała jacht, opowiadała o wyprawie i udzielała wywiadów estońskim mediom. Przybył także Margus Zahharov, przedstawiciel Estońskiego Centrum Szkolenia Żeglarskie STA i jednocześnie kapitan jachtu szkoleniowego s/y St. Iv.

Po intensywnej części oficjalnej przyszedł czas na przyjemności i zwiedzanie miasta w towarzystwie polskiej przewodniczki, Pani Doroty Kaczmarczyk. Odwiedziliśmy najciekawsze zakątki starego miasta, nie bez przyczyny wpisanego na listę dziedzictwa UNESCO. Ukoronowaniem wizyty na starym mieście były specjały kuchni estońskiej i obiad w restauracji Kuldse Notsu.

"Po południu załoga uzupełnia zapasy prowiantu, paliwa i wody pitnej. O 19:00 całą ekipą pojawiliśmy się w wyjątkowej średniowiecznej restauracji Olde Hansa w centrum starego miasta, zaraz przy Ambasadzie RP. Agata doradzała lokalne specjały - m.in. suszone mięso łosia, piwo korzenne i miodowe, zupę z borowików, chleb ziołowy z orzechami, chleb z bekonem i inne pyszności. W wesołej atmosferze i przy morskich opowieściach wieczór minął jak z bicza trzasnął..."

Jacht Barlovento II wyszedł w morze we wtorek, 11. czerwca punktualnie o godzinie 09.00. Pożegnali go estońscy żeglarze na pokładzie s/y St. Iv, jednostki szkoleniowej STA pod dowództwem kpt. Margusa Zahharova. Specjalnie na tą uroczystość na s/y St. Iv podniesiono proporce wszystkich regat z ostatnich 10 lat, w których jacht brał udział.

Po wyjściu z Tallina jacht dostał wiatr od rufy i żwawo pożeglował w kierunku Petersburga. „Mkniemy jak dzikie rosomaki i prawdopodobnie na wieczór będziemy już na miejscu!” – napisała Pani Kapitan.

Będąc już w St. Petersburgu, w piątek 14. czerwca jacht Barlovento II wziął udział w Paradzie Żagli, która rozpoczęła regaty „Adventure Race 80 dg” stanowiące jeden z etapów trasy wyprawy Sekstant Expedition – Rosyjska Arktyka 2013. Flotylla 23 jachtów reprezentujących 7 krajów świata wyszła z mariny Krestovskij o 11:30 czasu lokalnego (0730 UTC) i przez wody Zatoki Fińskiej udała się w górę Wielkiej Newy.

„Powoli zaczynamy rozumieć rosyjskie 'maniana'. Nikt nic nie wie, o planowaniu nie ma mowy, trzeba się po prostu wyluzować...” – napisała Pani Kapitan. – „Szyk parady został zaburzony już w pierwszych minutach. Wiało dużo, w mieście szkwały dochodziły do 25 węzłów. Gdy na odprawie kapitanów dostaliśmy prikaz utrzymywania prędkości 3 węzłów i hasło 'jakby co, wrzucicie wsteczn', najpierw zapadła cisza, a potem ktoś skomentował 'Under sails… 3 knots… It’s very, very strange...'. Ostatecznie postawiliśmy po skrawku żagla i wszystko wyszło OK”.

Około 14.00 jachty dotarły do mostu Zwiastowania, gdzie wykonały kilka pokazowych kółek, a następnie udały się do przystani, gdzie szykowała się już impreza dla załóg.

„Czuć, że między załogami jachtów nawiązują się kontakty, zaczyna się dostrzegać atmosferę wspólnej podróży. Jedyny problem to fakt, że dzień kończy się o północy, a zaczyna dwie godziny później. Nie da się ocenić, która jest godzina i wobec tego na spanie pozostaje niewiele czasu…”

Impreza dla załóg była rewelacyjna. Miała wspaniały catering i dobrą muzykę, a załoga Barlovento II spontanicznie rozkręciła zabawę! "Barlovento bez wątpienia rozkręcił imprezę! Serio, ta załoga tak się roztańczyła, że skumplowaliśmy się przez to z wieloooma ludzmi!”. Podobno duże zainteresowanie wzbudził „wąż” popularny na polskich weselach!

Następnie, w nocy z niedzieli na poniedziałek po uroczystym rozpoczęciu międzynarodowych regat „Adventure Race 80 dg” będących częścią naszej wyprawy, załoga II etapu wyprawy wyruszyła w górę Newy. Każdy z jachtów dostał na pokład rosyjskiego pilota, który towarzyszył załodze w czasie przejścia przez Petersburg.

Mosty na Newie otwierają się tylko w godzinach od 00:30 do 02:00, na krótko i w odpowiedniej kolejności. Tak, aby jak najmniej utrudniać życie mieszkańcom miasta i jednocześnie przepuścić cały ruch płynący z Bałtyku przez wielkie rosyjskie jeziora i dalej przez Wołgę do Moskwy i z powrotem.

"Pod mostami prąd rzeki stawał się silniejszy i konieczne było bardzo uważne manewrowanie jachtem. Jednocześnie mijaliśmy pięknie podświetlone pałace, a także słynną Aurorę" - relacjonowała Małgorzata. "Nad ranem pilot opuścił pokład jachtu i Barlovento II mógł dalej żeglować samodzielnie. Przez cały dzień zmagaliśmy się z prądem rzeki, który w kulminacyjnych momentach dochodził nawet do 5 węzłów..."

Krótko po tym, kiedy jacht zostawił za sobą światła metropolii i wpłynął na wody wewnętrzne bezkresnej i dzikiej Rosji, zaczęły się pierwsze problemy. W pobliżu wyjścia na Ładogę posłuszeństwa odmówił alternator i jacht został pozbawiony możliwości ładowania akumulatorów z silnika. Załoga ma na pokładzie agregat prądotwórczy firmy Pezal, jednak nie można polegać na jednym tylko źródle prądu przez całą dalszą drogę w Arktykę.

Udało się bezpiecznie zacumować w miasteczku Schlisselburg w pobliżu Twierdzy Oreszek. Następnie z nieodległego wciąż Petersburga ściągnięto mechanika, który zabrał alternator do naprawy. Już wydawało się, że załoga może spokojnie wykorzystać czas postoju w Schlisselburgu na zwiedzanie twierdzy, kiedy pojawiło się kolejne nieszczęście.

Tym razem odmówiło posłuszeństwa zdrowie Pani Kapitan. Małgorzata dostała wewnętrznego krwotoku jelit, który sygnalizuje nawrót dawno zaleczonej choroby. Natychmiast zażyła odpowiednie leki, w oczekiwaniu na reakcję jej organizmu. W tym momencie nie wiadomo było, czy stan zdrowia Pani Kapitan pozwoli na dalsze prowadzenie jachtu.

Załoga czeka więc już nie tylko na naprawę alternatora, ale także - a może przede wszystkim - na poprawę zdrowia Pani Kapitan, trzymając kciuki za jedno i drugie!

Twierdza Oreszek

Dzień oczekiwania był trudny zarówno dla załogi jachtu jak i dla ekipy koordynującej wyprawę z Polski. Nieustannie nurtowały wszystkich dwa pytania: czy leki Gosi zadziałają i jej stan zacznie się poprawiać? I po drugie - czy uda się naprawić alternator??

W oczekiwaniu na mechanika, załoga Barlovento II jako jedyna z całej floty tegorocznych regat „Adventure Race 80 dg” miała okazję zwiedzić Twierdzę Oreszek.

"Niewielka motorówka z rykiem potężnego silnika przewiozła nas poprzez nurt Newy połączony z falą dochodzącą z Ładogi - największego jeziora Europy - w miejsce, gdzie znajduje się maleńka wyspa, wypełniona w całości masywną bryłą twierdzy - napisała załoga. - Ten historyczny kompleks nie bez przyczyny od 1990 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Nazwa twierdzy zmieniała się w jej historii kilkakrotnie: pierwotnie Oreszek (Орешек), potem Nöteborg (Нотеборг), Sleutelburcht (Шлютельбурх), Petrokrepkost (Петрокрепость), a obecne Schlisselburg (Шлиссельбург).

Naturalnie obronne położenie tego miejsca wykorzystywane było od czasów średniowiecznych. Twierdzę w obecnym kształcie nakazał zbudować car Piotr I tuż po odbiciu ówczesnego Nöteborga z rąk wojsk szwedzkich podczas wojny północnej w 1702 roku. - "Ma przysadziste bastiony, grube, mocne mury i doskonałe obronne położenie w nurcie Newy." - opowiada Małgosia.

Kiedy kolejni carowie umacniali swoja pozycją w tym regionie, Schlisselburg zyskiwał na znaczeniu. Z czasem twierdza zmieniała swoje przeznaczenie. Przestała być jedynie kluczowym punktem obrony granic - a stała się również potężnym więzieniem. Mająca silną obsadę wojskową, położona dość blisko, a jednak wystarczająco daleko od Petersburga, była doskonałym miejscem odosobnienia więźniów politycznych.

Trafiali tu dysydenci wszelkiej maści: rosyjscy dekabryści i narodowcy, komuniści, demokraci, liberałowie... i wszyscy, którym było nie po drodze z carską władzą. Trafiło tu również wielu Polaków. Najbardziej znanym polskim więźniem był Ludwik Waryński, który zmarł w Twierdzy w 1889 roku.
W czasie II wojny światowej Schlisselburg ponownie odegrał ważną rolę militarną. Po ciężkich walkach jesienią 1941 roku sąsiadujące z Twierdzą miasto dostało się w ręce niemieckie, co umożliwiło blokadę Leningradu. Pod niemieckim ostrzałem artyleryjskim Twierdzę bardzo zniszczono, ale nawet wówczas nie została ona zdobyta i stanowiła kluczowy punkt obrony podczas trwającego latami oblężenia obecnego Petersburga.

"Spacerując po terenie twierdzy (i oganiając się od natrętnych komarów) z trudem składamy w jedno fragmenty złożonej historii tego miejsca: tu rozstrzeliwano carskich więźniów, w ruinach zniszczonej cerkwi stoi pomnik obrońców Leningradu, tam na ścianie tablice sławiące więzionych tu komunistów, którzy potem stali się bohaterami sowieckiej rewolucji - a między tym wszystkim ruiny średniowiecznych fortyfikacji, o których nie wiadomo nawet, czy one szwedzkie czy ruskie?" - napisała Małgosia.

Jak na dłoni widać, że w Rosji żadne rozmowy o historii nie mogą być proste, a wizyta w Twierdzy pozwoliła załodze zabić trochę czasu. Tymczasem rosyjski mechanik bezskutecznie próbuje naprawić alternator, a stan zdrowia Pani Kapitan nie ulega poprawie...

Koniewiec, wyspa niezwykła

Jeszcze w środę nasz rosyjski przyjaciel, Danił Gawriłow, kapitan jachtu Piotr I i szef stowarzyszenia RusArc, zawrócił z trasy po naszą załogę czekającą w Schlisselburgu. Wziął Barlovento II na hol i pomógł ekipie dołączyć z powrotem do pozostałych jachtów z flotylli, które cumowały już w pobliżu pięknego monastyru na wyspie Koniewiec na jeziorze Ładoga.

W między czasie okazało się, że przyczyną braku ładowania baterii akumulatorów było nie tylko zwarcie uzwojenia w alternatorze... spalił sie także regulator napięcia. Przedmiot mały, zupełnie niepozorny, niby prosta rzecz, tylko gdzie to kupić będąc na środku największego jeziora Europy?!

Poproszeni o pomoc w naprawie regulatora Rosjanie rozłożyli bezradnie ręce mówiąc "u nas takich modeli się już nie produkuje...", a ponieważ w pobliżu nie ma zbyt dużo sklepów z alternatorami i regulatorami napięcia pozostaje nam tylko sprowadzić go z Polski.

Z pomocą Daniła, jacht Barlovento II dotarł w końcu do niewielkiej wyspy klasztornej, gdzie stanął na kotwicy. Podczas krótkiego postoju chcąc zobaczyć słynny Monastyr Narodzenia Matki Bożej załoga zwodowała wieziony na jachcie ponton Nord Boat wyposażony w sześciokonny silnik zaburtowy Yamaha F6 i przedostała się na wyspę.

"Ta porośnięta sosnowym lasem wyspa to jedno z najważniejszych 'świętych miejsc' rosyjskiego prawosławia i ważny cel na pielgrzymich szlakach. Wyspa jest pod całkowitym zarządem przeora tutejszego monastyru. Na całym terenie obowiązują iście klasztorne zasady: należy zachowywać się dostojnie, nie ma mowy o kąpielach czy grillowaniu, a kobiety powinny mieć nakryte głowy i nosić długie spódnice. Sam monastyr jest niewielki i cichy. W czasach sowieckich przepędzono stąd mnichów, a cerkiew niszczała.

W budynkach gospodarczych zorganizowano sierociniec i kolonie dla dzieci inwalidów wojennych. Po rozpadzie ZSRR mnisi wrócili do dawnego klasztoru i dziś powoli go odbudowują. Cerkiew znów pachnie woskiem płonących przed ikonami świec. Na wyspę wróciła wzniosła zaduma, choć poza ścisłym obrębem klasztoru toczy się zwykłe gospodarskie życie. Pasą się kozy, a piła mechaniczna w rękach mnicha zagłusza śpiewające w lesie ptaki...

Wieczorem podnieśliśmy kotwicę i razem z flotyllą popłynęliśmy dalej. Koło północy stanęliśmy na wyspie Walaam, gdzie znajduje się XV-wieczny klasztor." - napisała Małgosia.

Na razie akumulatory ładowane będą z innych jachtów, dopóki nie uda się usunąć awarii. Zdrowie Małgosi nie wygląda najlepiej. Prawdopodobnie ją czeka operacja w Polsce, a ekipę jak najszybsza zmiana kapitana.

Kolejne dni przynoszą jednak lepsze wiadomości, o których za chwilę - tym czasem można zerknąć do bloga Andrzeja, jednego z członków załogi: http://rosyjska-arktyka.pl/category/blog-andrzeja/ 

Mosty na Svirze, 24 czerwca 2013

Pierwszy most na rzece Svir znajdują się w miejscowości Łodejnoje Pole (Лодeйное Пoле) założonej w 1702 roku z polecenia cara Piotra I, który w tym miejscu rozpoczął budowę Rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Załogi płynących we flotylli jachtów bardzo starały się zdążyć na planowane w piątek o 14.30 lokalnego czasu (1030 UTC) otwarcie mostu.

„Milę przed mostem dostaliśmy tylko lakoniczną informację: 'most otwierają o 23:00, więc kotwiczymy'. Eee… Ale dlaczego? 'Bo jest za ciepło' Hmm... Potem okazało się, że gdy temperatura przekracza 30°C most nie może zostać otwarty ze względu na właściwości wytrzymałościowe materiałów. Więc most będzie otwarty wtedy, kiedy będzie otwarty... W Rosji wszystko polega na czekaniu... :)” – relacjonowała Małgosia.

Niestety w miejscowości Łodejnoje Pole nie ma przystani, więc przed mostem jachty na kilka ładnych godzin stanęły na kotwicy. Załoga Barlovento II wykąpała się w rzece oraz zamiast pontonu z silnikiem Yamaha F6, zrzuciła na wodę czerwone kajaki, które dostała od firmy Aquarius – „Pływanie po rzece kajakiem jest znacznie łatwiejsze niż jachtem morskim! :) ” – śmiała się Pani Kapitan.

Ze zdrowiem Małgosi nie jest jednak najlepiej. Jest bardzo osłabiona i powrót do Polski staje się coraz bardziej palącą sprawą. W prowadzeniu jachtu pomaga jej oczywiście cała załoga, ale teraz towarzyszyć jej będzie także Paweł Ołdziej, jeden z członków załogi Lady Dana 44. Paweł bardzo pomaga Małgosi, a po jej wyjeździe z Petrozavodska poprowadzi on Barlovento II do Archangielska, na metę II etapu.

Most zaczął się otwierać dopiero o 23:50 czasu lokalnego (1950 UTC). Potem konieczne było jeszcze przeprawienie się przez masywną śluzę w Svirstroj (Свирьстрой), pokrytą socrealistycznymi płaskorzeźbami, oraz przejście pod mostem w Podporożu (Подпороoжье). Tam niestety załoga również musiała odczekać swoje...

„Łącznie opóźnienie związane z przeprawami wyniosło ponad 10 godzin, a my musimy być w poniedziałek w Petrozavodsku, żebym mogła zdążyć na samolot... Będziemy się bardzo spieszyć!” – pisała Małgosia, dla której brak możliwości powrotu do Polski byłby katastrofą.

Za Podporożem na Svirze nie ma już mostów. Kolejny przejazd przez rzekę możliwy jest prawie 100 kilometrów dalej, gdzie w miejscowości Vozniesienie (Вознесенье) funkcjonuje przeprawa promowa. Sama osada powstała dopiero w XIX wieku, kiedy otwarto łączący Wołgę z Newą Maryjski System Kanałowy i wejście na rzekę Svir nabrało strategicznego znaczenia.

„W miasteczku nie ma zbyt wiele. Jest lokalna tancbuda i sklep spożywczy, gdzie ciągle używa się drewnianych liczydeł. Spacerując w głąb Vozniesienia spotkać można różne okruchy dawnej radzieckiej rzeczywistości. Między bujnymi krzakami stoi sobie zaniedbane popiersie Lenina ustawione na stosie jego dzieł…”

Na jacht dotarła w końcu nadana z Polski paczuszka zawierająca nowy regulator napięcia, a więc istnieje szansa że już niedługo wróci też ładowanie. W niedzielę o 12.00 (0800 UTC) załoga Barlovento II oddała cumy, podniosła żagle i wypłynęła z Vozniesienia w kierunku Biesov Nos.

 Tajemnice Biesov Nos, 25 czerwca 2013

Dzięki dobrej pogodzie następny odcinek trasy udało się szybko pokonać na żaglach i w poniedziałkowe południe Barlovento II stał już po drugiej stronie Onegi, przy cyplu Biesov Nos (Бесов Нос). W przeciwieństwie do piaszczystego wybrzeża Ładogi, północno-zachodnie brzegi drugiego z wielkich rosyjskich jezior są skaliste i silnie urzeźbione.

W roku 1848 Constantin von Grewingk, estoński geolog i konserwator zbiorów mineralogicznych Carskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu przyjechał do Guberni Ołonieckiej w celach badawczych. I oto w jednej z wsi nad Onegą usłyszał on historię o „diabelskich znakach” na przylądku Biesov Nos. Odkrył wówczas wyrzeźbione płytkimi rytami naskalne rysunki przedstawiające ptaki, ryby, sceny myśliwskie, a także różne znaki być może odnoszące się do solarnej i lunarnej symboliki.

Nie wiadomo kto wyrzeźbił „diabelskie znaki” w granitowych skałach. Dziś po rozpoznaniu archeologicznym wiadomo tylko, że analogiczne petroglify występują także na skalistych wyspach Onegi (około 800 sztuk), a także na południowych brzegach i niektórych wyspach Morza Białego (ponad 2000 sztuk). Te swoiste dzieła sztuki łączone są z neolitycznym osadnictwem Karelii, a datowane w szerokich ramach na 4000-2000 lat przed naszą erą. Petroglify prawdopodobnie odzwierciedlają religijne i mitologiczne koncepcje pierwotnych mieszkańców Karelii, którzy w ten sposób porządkowali i definiowali świat wokół siebie.

„Morskie i leśne zwierzęta, ptaki wodne, postacie ludzkie, łodzie, łuki, strzały, harpuny... Schowane są w ustronnych miejscach, znajdują się bardzo blisko wody. Tak blisko, że może się wydawać, iż wszystkie te tajemnicze istoty właśnie wyszły z głębi jeziora. Niektóre obrazy ukryte są także pod wodą... Miejsce pełne magii, ale niestety musimy lecieć dalej. Podwieszamy ponton, wyruszamy z „diabelskiego cypla” i kierujemy się do Petrozavodska. Jutro rano mam samolot.” – napisała Małgosia kończąc wizytę w Biesov Nos.

Barlovento II zacumował w przystani jakieś 7 km od miasta. We wtorek rano załoga odstawiła Małgosię na samolot. Pożegnali się serdecznie i życząc Pani Kapitan jak najszybszego powrotu do zdrowia, ekipa wróciła na jacht. Najważniejszą rzeczą jaką trzeba było teraz wykonać, to wymiana feralnego regulatora…

„Trochę z tym było zachodu, ale ostatecznie udało się! Jest! I działa!” – cieszyła się załoga – „Komfort żeglugi znacznie się teraz zwiększy ;) ”

W słoneczne popołudnie jacht, już pod dowództwem Pawła, wypłynął w kierunku wyspy Kiży, gdzie znajduje się wpisany na listę UNESCO kompleks cerkiewny.

Drewniane skarby Kiży, 26 czerwca 2013


We wtorek wieczorem załoga Barlovento II dotarła do Kiży, najważniejszej wyspy karelskiego Zaonieża, położonej w malowniczej grupie wysp zwanych Kiżskimi Szkierami. Zaonieże to historyczna kraina, której kultura od średniowiecza stanowiła unikatową mieszankę elementów słowiańskich i ugrofińskich z silnym wpływem tradycji ruskiego Nowogrodu. Nazwa wyspy pochodzi z języka Karelów, w którym słowo „kiża” znaczyło tyle co „zabawa” lub „taniec”.

W ciągu dnia ekipa zwiedziła znajdujący się na wyspie skansen, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, w którym skupiono między innymi najpiękniejsze zabytki drewnianej architektury sakralnej w stylu staroruskim, którego korzenie sięgają Rusi Kijowskiej.

Skansen zaczęto tworzyć tuż po zakończeniu II wojny światowej. Obecnie całość chronionego obszaru zajmuje około 10 tys. hektarów powierzchni i obejmuje 87 zabytków tradycyjnej, drewnianej architektury ludowej datowanej na XIV – XX w. Największą atrakcją jest kompleks świątyń z XVIII–XIX w, składający się ze zwieńczonej przepiękną piramidą 22 kopuł cerkwi Przemienienia Pańskiego, cerkwi Opieki Matki Boskiej o 9 kopułach, namiotowej dzwonnicy z XIX wieku i ogrodzenia z bierwion.
Wzniesiona została w 1714 roku, a wewnątrz podziwiać można rzeźbiony ikonostas z 1770 r. złożony ze 104 ikon.

„Jest naprawdę piękna! Z wyjątkiem osikowych łusek pokrywających kopuły, cała ta 37-metrowej wysokości konstrukcja (wzniesiona z 2,5 tysiąca drewnianych bali) wykonana została bez użycia gwoździ! To niesamowite... – napisała załoga – „W przyszłym roku cerkiew obchodzi 300 lecie swojego istnienia i powoli dobiegają końca prowadzone od lat prace konserwatorskie, w trakcie których wymieniono około 20% oryginalnych drewnianych elementów budynku. Mówi się, że Cerkiew Przemienienia Pańskiego to „łabędzi śpiew” rosyjskiej szkoły architektury drewnianej, która w początkach XVIII wieku osiągnęła najwyższy poziom rozwoju w całej swej historii.”

Cerkiew Przemienienia została ona zbudowana jako „chłodna” świątynia na lato. Pół wieku później obok niej wzniesiono ogrzewaną w zimie, tzw.”ciepłą” komórkową cerkiew Opieki Matki Boskiej (Покровская церковь), zwieńczoną dziewięcioma kopułami podobnymi do tych, zdobiących cerkiew Przemienienia. Ikonostas tej cerkwi, zniszczony w XIX wieku, odtworzono po II wojnie światowej umieszczając w nim 44 ikony z XVII – XIX w sprowadzone z różnych miejsc Zaonieża.

Po obejrzeniu skansenu flotylla „AR80″ urządziła paradę żagli na tle zabytkowych cerkwi. Oczywiście nie obyło się bez kłopotów technicznych - tym razem na szczęście drobnych.

„Mieliśmy problem z rolerem genui, dlatego na większości zdjęć zamiast niej stoi kliwer. Później był czas na kąpiel w zatoczce i popływanie pontonem Nord Boat z silnikiem Yamahy! Załoga umyta, jacht przewietrzony!” – napisał Szymon - „W dalszej drodze chłopaki wciągnęli mnie na maszt, żeby zdiagnozować problem z genuą, a przy okazji zrobiłem zdjęcia jachtu z góry i zapierającego dech widoku na naszą flotyllę...”

Wieczorem jacht stanął w miejscowości Tołwuja (Толвуя), jakieś 20 mil od Powińca (Повенец) i wejścia na Kanał Bałtycko-Białomorski.

"Jutro o 7 rano ruszamy w stronę kanału. Pozdrowienia od całej załogi!” – napisał Paweł, który zastępując Małgosię radzi sobie doskonale!

 Ósme Wrota, 28 czerwca 2013

Dziś w nocy jacht Barlovento II minął porośnięty lasem skalisty płaskowyż, stanowiący najwyżej położoną część Kanału Bałtycko-Białomorskiego – skalny grzbiet rozdzielający Zlewnię Bałtyku od Zlewni Morza Białego. Załoga zakotwiczyła przed najkosztowniejszym urządzeniem całego Kanału: dwukomorową śluzą nr 8 (Шлюз 8). Za nią rozpościera się już piękne jezioro Matko (Маткозеро).

„Jezioro bajkowe – mnóstwo wysepek porośniętych brzozami. Wieje jednak wiatr i kapitan wyznaczył wachty kotwiczne. W śluzowaniu powoli dochodzimy do wprawy, pod koniec kanału będzie już perfekcja. – napisał Szymon– Mamy wyruszyć o 5 rano..."

Do zamykającego Kanał Biełomorska (Беломорск) pozostało jeszcze 195 km i 12 śluz. Północny stok Kanału biegnie wzdłuż połączonych ze sobą długich jezior, wyprostowanych koryt rzecznych i sztucznych kanałów. Różnica w poziomie wody na tym odcinku wynosi 103 m.

 Droga przez tajgę, 30 czerwca 2013

W sobotę o 15.00 załoga II etapu Sekstant Expedition przeszła przez 18 śluzę.

„Zacumowaliśmy przy betonowej kei na przedmieściach Białomorska (Беломорск), by załatwić wszystkie formalności związane z pokonaniem Kanału” – napisał Szymon – „Nasz kapitan ma dzisiaj imieniny. Z tej okazji przejął kambuz na czas obiadu i podał pyszne klopsiki z dzika!

Pogoda nam się zmieniła. Nareszcie trochę chmur i chłodu. Pojawił się też wiatr. Na jutro podobno zapowiadają 20 węzłów z południa. W końcu sobie pożeglujemy! W Białomorsku zostajemy do jutra. O 10 rano ruszamy w stronę Sołowek.”

Ale po drodze jeszcze ostatnia śluza Kanału Bałtycko-Białomorskiego – drogi wodnej o długiej i bardzo trudnej historii…

Pomiędzy północnym brzegami jeziora Onega, a południowym wybrzeżem Morza Białego rozciąga się obszar porośnięty dziką tajgą, usiany setkami malowniczych jezior, strumyków i rozległych torfowisk. Przez karelskie bagna do brzegów Morza Białego już w XVI wieku przeprawiali się pielgrzymi w drodze do potężnego monastyru na Sołowkach. W geograficznym opisie Rosji („Книга Большому Чертежу”) wykonanym w drugiej połowie XVI wieku z rozkazu cara Iwana Groźnego, dwukrotnie potem aktualizowanym, Ścieżka Biełomorska (Беломорский путь) opisana jest całościowo, wraz z odległościami pomiędzy poszczególnymi rzekami i jeziorami.

W czasie Wielkiej Wojny Północnej pomiędzy Szwecją, a Rosją car Piotr I postanowił wykorzystać stary szlak przez karelską tajgę by przerzucić swoje siły zbrojne z Archangielska w rejon Onegi i Ładogi. Z rozkazu cara 5 tysięcy chłopów w niespełna miesiąc budowało drogę wycinając podmokłe lasy i wznosząc mosty przez rzeki i rozlewiska. W sierpniu 1702 roku wojska rosyjskie pod dowództwem samego Piotra I przeszły powstałym traktem do Powińca (Повенец) i dalej w kierunku Ładogi.

Istnieją przekazy mówiące, że lądową drogą wśród bagien miały być też przetransportowane dwie niewielkie rosyjskie fregaty wybudowane w Archangielsku: Duch Święty (Святой Дух) i Kurier (Курьер), które miały wesprzeć wojsko zdobyciu szwedzkich twierdz. Badania archiwalne nie potwierdzają transportu statków przez tajgę, jednak właśnie pod koniec 1702 roku Piotr I przeprowadził decydującą ofensywę w rejonie Ładogi zdobywając twierdzę Noteburg (Oreszek/Schlisselburg) i otwierając sobie drogę ku Newie. Aktualnie, co roku 18. sierpnia odbywa się w Powińcu międzynarodowy festiwal historyczno-rekonstrukcyjny odtwarzający tamte wydarzenia.

W XIX początkach XX wieku wielokrotnie próbowano opracować projekt budowy drogi wodnej łączącej Onegą z basenem Morza Białego. W 1900 roku projekt autorstwa profesora Timanova uzyskał nawet duże uznanie na paryskiej Exposition Universelle, jednakże wszystkie warianty konstrukcji kanału były odrzucone przez rząd carski ze względu na ich wysokie koszty.

W 1930 roku decyzję o budowie kanału podjął Józef Stalin. Kanał miał powstać w ciągu 20 miesięcy przy założonej minimalizacji kosztów budowy. Zamiast stali i żelbetowych konstrukcji użyto więc drewna z karczowanych lasów obwodu archangielskiego, a zamiast maszyn wykorzystano katorżniczą pracę więźniów Biełbaltłagu (Беломорско-Балтийский исправительно-трудовой лагерь). Prawie 300 tysięcy więźniów politycznych, inteligentów, kułaków, kryminalistów i wrogów partii osadzonych w łagrach pośród karelskiej tajgi, przy głodowych racjach żywnościowych realizowało szalone przedsięwzięcie Stalina. Gotowy kanał okazał się być jednak zbyt płytki by z Bałtyku na Morze Białe mogły nim przepływać duże okręty wojenne armii radzieckiej. Według relacji naocznych świadków, wizytujący w lipcu 1933 roku ukończoną budowę Stalin miał powiedzieć, że mały i wąski kanał jest „zupełnie bezsensowny i bezużyteczny”.

„Z Biełomorska wyszliśmy z typowo rosyjską punktualnością o 13:00, zamiast o 10:00. Na pamiątkę przejścia kanału dostaliśmy od Rosjan z zaprzyjaźnionego jachtu Briz, z którym śluzowaliśmy się burta w burtę, butelkę wódki Biełomorkanał. Zastrzegli jednak, że jest to jedynie pamiątka do postawienia na półce – picie może grozić poważnymi następstwami! :) ”

Załoga Barlovento II pozostawiła więc za sobą Kanał Bałtycko-Białomorski i pożeglowała w stronę Wysp Sołowieckich.

Morze Białe, 1 lipca 2013

Nasza załoga dotarła już na Wyspy Sołowieckie.

„Przejście z Biełomorska było bardzo przyjemne. Jacht świetnie radzi sobie na morzu bez problemu pokonując fale. Szliśmy jednym halsem pod bezanem, grotem i genuą, pełnym bajdewindem ze średnią prędkością 8-9 węzłów, przy wietrze ponad 20 kt i stanie morza 4B.” – napisał Szymon

Morze Białe to przedsmak Arktyki. Głęboko wcięte w ląd północnej Europy obejmuje swym zasięgiem cztery wielkie zatoki oraz liczne mniejsze, przy lejkowatych ujściach rzek spływających z karelskiej tajgi. Stanowi część Oceanu Arktycznego, a od Morza Barentsa oddziela je tylko umowna granica...

Okrutny cień Siekiernej Góry, 3 lipca 2013

„Wyspy Sołowieckie (Соловецкие острова), największy archipelag na Morzu Białym, to miejsce, gdzie historyczne kontrasty nabierają szczególnie silnego wydźwięku” – napisał Paweł.

Pierwsze ślady osad ludzkich na Sołowkach pochodzą z III tysiąclecia przed naszą erą i wiązane są z pobytem koczowników, od których wywodzą się późniejsze plemiona Saamów. W XII wieku, w wyniku ekspansji osadników z północnych rubieży Republiki Nowogrodzkiej, na wyspach pojawiła się ludność słowiańska, trudniąca się głównie rybołówstwem. Trzysta lat później dotarli tam pierwsi mnisi, Sawwacjusz (Савватий) i German (Герман). W poszukiwaniu całkowitego odosobnienia opuścili oni wielki monastyr Wałaam, przebyli trudną drogę przez tajgę, przepłynęli przez Morze Białe, a potem wznieśli pierwszy krzyż u wybrzeży Wielkiej Wyspy Sołowieckiej (Большой Соловецкий).

Zakładali swoje pustelnie w pobliżu najwyższego wzniesienia na wyspie, zwanego później Siekierną Górą (гора Секирная). Pewnego dnia w okolicy mniszych pustelni osiedlił się również karelski rybak wraz z żoną i dziećmi. Mnisi, skupieni na modlitwie i pracy, nie dostrzegli nowego sąsiedztwa, póki pewnego dnia nie usłyszeli krzyku dziecka. Sawwacjusz i German uznali, że krzyk pochodzić musi od diabła. Przerażeni modlili się o to, by Bóg odpędził złego. Modlili się nawet wówczas, gdy zamiast demona znaleźli karelską kobietę. Legenda mówi, że następnego dnia rano, kiedy kobieta odprowadzała męża nad wodę, pod Siekierną Górą napotkała dwóch pięknych Aniołów odzianych w lśniące szaty, niosących ze sobą długie kije. Anieli pobili kijami kobietę i jej męża, każąc im jak najszybciej opuścić Sołowki, gdyż ziemia, na której próbowali się osiedlić jest poświęcona Bogu…

Karelscy rybacy zniknęli i choć trudno powiedzieć co tak naprawdę zdarzyło się wówczas na wyspie, to sama legenda dobrze naświetla napięte stosunki, jakie panowały między mnichami, a miejscową, wieloetniczną ludnością. W 1436 roku German sprowadził na Sołowki urodzonego we wsi Tołwuja (Толвуя) mnicha Zozyma (Зосима), który szukał miejsca na założenie klasztoru. Niewiele później wzniesiono trzy drewniane kościoły oraz refektarz, a na wyspę zaczęli ściągać kolejni mnisi. Zozym, jako ihumen sołowieckiego klasztoru, poświęcał się ascezie i prowadził niezwykle surowy tryb życia. Miał on być obdarzony darem jasnowidzenia – przewidział między innymi śmierć sześciu bojarów, którzy wcześniej utrudniali funkcjonowanie monastyru…

Klasztor rozrastał się i stawał się coraz bardziej wpływowy. Pod koniec XVI wieku wzniesiono kamienne mury i bastiony, dzięki czemu sołowiecki monastyr nabrał znaczenia militarnego jako potężna twierdza, a w krótkim czasie także jako okrutne więzienie dla wrogów cerkwi i caratu. Nieopodal cel, w których torturowano więźniów, mnisi spokojnie hodowali warzywa i owoce.

„Ciepła woda, służąca do topienia wosku w przy produkcji świec spływała potem rurami do osłoniętej od wiatru doliny. Pod Siekierną Górą (to przecież tylko krok od koła podbiegunowego!) wyrosły więc dorodne pomidory, arbuzy, melony i brzoskwinie!” – opisywała ogród załoga.

W XIX wieku założono tu Ogród Botaniczny, do którego mnisi sprowadzali ozdobne drzewa i krzewy z różnych zakątków świata: syberyjskie cedry, himalajskie róże, wiśnie z Pensylwanii, lipy czy platany.

Wkrótce po rewolucji w 1920 roku zamknięto monastyr, duchownych uwięziono, a ostatniego ihumena spalono żywcem. Wokół sołowieckiego Kremla założono pierwszy w Związku Radzieckim eksperymentalny obóz pracy SLON (Соловецкий лагерь особого назначения).

W przepięknej scenerii Ogrodu Botanicznego, wśród wypielęgnowanych drzew i pachnących kwiatów, zamieszkał jeden z naczelników SLON-u. Naczelnik kochał naturę. Z jego polecenia sprowadzano nowe gatunki roślin, dosadzano drzewa i budowano szklarnie... Jednocześnie rozkazom tego samego człowieka podlegał straszliwy karcer urządzony w dawnej cerkwi na szczycie Siekiernej Góry.

„Na Siekierną Górę wchodzi się po drewnianych schodach liczących 365 stopni. Tutejsza legenda mówi, że wdrapującym się na nie mnichom, Bóg wybaczał po jednym przewinieniu za każdy przebyty stopień, albowiem ich natura była ułomną i grzeszyli codziennie.” – napisał Paweł

Kilkaset lat później Naczelnik, który troskliwie opiekował się Ogrodem, kazał przywiązywać więźniów do drewnianych bali i strącać ich ze szczytu Góry aby ginęli od doznanych obrażeń. W zimie zostawionych na mrozie skazańców kazał oblewać wodą. Latem nakazywał zostawiać nagich więźniów w lesie na żer komarom, a potem wracał do domu i odpoczywał siedząc w łagodnym cieniu stuletnich syberyjskich cedrów...

Sonostrov i małże, 5 lipca 2013

Przez parę dni załoga nie miała dostępu do internetu, gdyż udało się zrealizować nadprogramowy punkt trasy. Barlovento II zacumował w Sonostrov (Соностров), dawnej wsi Pomorców na zachodnim wybrzeżu Zatoki Kandałaksza (Кандалакшский залив).

Znajduje się tam baza rybołówstwa, prowadząca jedną z nielicznych w Rosji hodowli małży wykorzystywanych do celów spożywczych, a także – ze względu na właściwości lecznicze – w przemyśle farmaceutycznym.

 „Wysepka 300x400m położona rzut beretem od koła podbiegunowego.” – napisał Szymon – „Znajduje się tam hodowla małż, które lądują na stołach wykwintnych restauracji Moskwy i Petersburga. Właściciel wyjaśnił nam jak małże są hodowane, po czym każda załoga dostała w prezencie solidną porcję prosto z morza do samodzielnego przyrządzenia. Były przepyszne.

Specjalnie dla nas napalono w bani, za którą też nie musieliśmy płacić. Ponadto na wyspie jest kilka pokoi gościnnych, gdzie można przyjechać na wypoczynek. Warto zajrzeć na ich stronę - belmortour.ru. Prosto stamtąd ruszyliśmy do Archangielska…

Morze Białe mnie urzekło... Między innymi tym, że o tej porze roku od zachodu do wschodu słońca mija ledwie godzina. Zachwycająca jest surowa przyroda tutejszych wysp. Bardzo zdziwiła mnie też obecność rozgwiazd. W morzu rośnie mnóstwo alg mających korzystny wpływ na zdrowie. Na sołowkach i na Sonostrowie wyrabia się z nich produkty kosmetyczne i spożywcze. Sporo można zebrać podnosząc kotwice. Zaryzykowałem i spróbowałem – są naprawdę smaczne! :)

Pozdrawiamy wszystkich serdecznie!”

Przed nami Arktyka, 6 lipca 2013

Gdy jacht wypłynie już poza Morze Białe, relacje nie będą już pewnie ani tak częste, ani tak obszerne, ale za to w zakładce "blog załogi" pojawiają się kolejne części bloga Andrzeja Kurowskiego, a w zakładce "pozycja jachtu" można na bieżąco śledzić pozycję Barlovento II w drodze ku Ziemi Franciszka Józefa i Nowej Ziemi!

W piątkowe popołudnie członkowie wyprawy dotarli do położonego w rozległej delcie rzeki Dwiny Archangielska (Архангельск).

Osadnicy z Nowogrodu przybyli tu już w XII wieku, jednakże miejsce to nabrało szczególnego znaczenia dopiero w XVI wieku wraz z pojawieniem się na Morzu Białym zabłąkanego okrętu Edward Bonaventure. Angielski okręt pod dowództwem kapitana Stephena Borougha brał udział badawczej w ekspedycji z Londynu na daleką północ. Silny sztorm w rejonie Nordkappu oddzielił Edward Bonaventure od pozostałych dwóch okrętów biorących udział w wyprawie i pchnął go samotnie w kierunku Morza Barentsa, pod same niemal brzegi Nowej Ziemi, gdzie napływały z północy groźne masy arktycznego lodu. Richard Chancellor, który pełnił rolę nawigatora, wyprowadził bezpiecznie Edward Bonaventure na południowy zachód, przez wolne od lodów Morze Białe, odkrywając w ten sposób północną drogę do rubieży Imperium Rosyjskiego u ujścia Dwiny.

W Archangielsku powstawać zaczęły liczne faktorie handlowe. Początkowo przybywali tu kupcy angielscy i holenderscy, a potem wielu kupców z innych zakątków Europy. Archangielsk stał się swoistym centrum rosyjskiego handlu zagranicznego, rósł w siłę jako wieloetniczny ośrodek miejski i jedyny duży port morski Imperium.

Piotr I zapragnął stworzyć w tym miejscu rosyjską flotę. Osobiście rozpoczął budowę morskiego okrętu handlowego Św. Paweł, a także sam nadzorował powstawanie Twierdzy Nowodwińskiej mającej chronić Archangielsk przed działaniami zbrojnymi ewentualnych agresorów.

Kiedy Imperium Rosyjskie uzyskało dostęp do Morza Bałtyckiego, rolę głównego portu morskiego przejął wybudowany z niesamowitym rozmachem Petersburg. Archangielsk pozostał największym ośrodkiem rosyjskiego przemysłu drzewnego, jednak powoli i sukcesywnie tracił na znaczeniu.

„Dotarliśmy do Archangielska. To było wspaniałe przeżycie, ale wszystko niestety ma swój koniec. Wczoraj na jacht dotarł kapitan Sodkiewicz wraz za częścią kolejnej załogi. My dzisiaj wracamy do Polski.” – napisała załoga.

Następnego dnia miał rozpocząć się III etap wyprawy Sekstant Expedition. Przed nimi Arktyka…

***

Informacje o wyprawie oraz wszystkie relacje z trasy dostępne są na www.rosyjska-arktyka.pl

Utworzona została też specjalna skrzynka e-mail jacht@rosyjska-arktyka.pl, dzięki której można kontaktować się z załogą s/y Barlovento II! Jeżeli chcecie przekazać coś załodze, kogo pozdrowić lub zapytać jak się czują, to piszcie bezpośrednio na jacht@rosyjska-arktyka.pl. Wiadomość skierowana do konkretnego członka załogi powinna zaczynać się od imienia i nazwiska.